Print Friendly Version of this pagePrint Get a PDF version of this webpagePDF

Muffinki z truskawkami i kruszonką. Jest ten hejt czy go nie ma?


Ostatni mój post na blogu to 5 urodziny bloga. Pięć lat w sieci, pięć lat odkrywania siebie przed ludźmi zupełnie obcymi ale też tymi, których zna się od lat lub zupełnie niedawno się poznało. Te pięć lat to też czas odbudowanych relacji ze znajomymi, z którymi nie widziałam się latami, a którzy potrafią mi napisać, że też pamiętają mozaikę w sieni mojego rodzinnego domu albo drogę rogożańską z czereśniami. 

I po tym wpisie urodzinowym, moja koleżanka zapytała mnie jak sobie radzę z hejtem. Czy jest, jak dużo, bo ona zaczęła prowadzić blog parentingowy i zawiesiła, bo tyle jadu w komentarzach się polało, że uznała, iż nie ma to sensu. I tak zaczęłyśmy rozmawiać, że jednak blog kulinarny i parentingowy to jednak dwie różne sprawy. Co na kulinarnym można shejtować? Słabe zdjęcia? Niedociągnięcia w przepisach? Pamiętam komentarze, że ciasto marchewkowe z kremem chałwowym jest bardzo mdłe i ktoś się mocno zawiódł, bo liczył, że będzie lepsze. Ktoś inny się oburzył, że zrobiłam zupę czosnkową na serkach topionych... I tego typu to były uwagi, bo hejtem tego nazwać nie można. Innych, personalnych wycieczek na blogu nie miałam i nie mam. 

Ale po nitce do kłębka. Jej pytanie otworzyło mi w głowie dwie niedomknięte szufladki. Tak, spotkałam się z hejtem. Wymierzonym bezpośrednio we mnie i na pewno poniekąd związanym z tym, że prowadzę bloga. Dwa razy na forum naszej lokalnej gazety. Po raz pierwszy dwa albo trzy lata temu. Z imienia i nazwiska ktoś mnie wymienił i użył przy tym zdrobnienia, którego używa niewiele osób w moim dość bliskim otoczeniu. Druga sytuacja miała miejsce w zeszłym roku, kiedy pod moim zdjęciem w gazecie pojawił się niezbyt pochlebny komentarz. Bijący we mnie i choć nick miał być przykrywką, to znowu zdradził, że to ktoś kto zna nie tylko mnie ale też naszą wspólną znajomą. Coraz bardziej dociera do mnie, że jeśli komuś ma się ulać z powodu mojej osoby i tego co robię, to nie komuś nieznajomemu, który ma to kompletnie w nosie, ale komuś kto mnie zna, kto uśmiecha się do mnie i mówi "cześć, co u  ciebie". 

Takie komentarze bolą bardziej niż te, które dotyczą potraw na blogu. Ale z drugiej strony dobrze, że ktoś dał mi ten sygnał, wymieniając mnie z imienia i nazwiska, a sam ukrywając się pod nickiem. To trochę jak zimny prysznic... Było mi przykro tak po ludzku i tak po prostu.

Napisałam o tym nie dlatego, żeby dać komuś prztyczka w nos. Nie złapałam za rękę konkretnej osoby ani nie dochodziłam do tego po IP komputera. Nie wiem czy to dwie rożne osoby, czy jedna i ta sama. Wyciągnęłam dwie stare już historie, bo od czasu do czasu myślę o tym, że ktoś znajomy, że tak na forum... Dlatego może na przyszłość, zanim rzucisz w kogoś anonimowo błotem, pomyśl, że nie wszyscy muszą  żyć według cudzych wyobrażeń i upodobań. No. Żyj i daj żyć im innym :)

A teraz muffinki. Na szybko, w środku sezonu truskawkowego.... zrobiłam z mrożonymi truskawkami. Co za profanacja! Ale był środowy wieczór... w czwartek Boże Ciało. Moje jeszcze zielone, a świeżych już nigdzie nie można było kupić :) Ale za to przepis jest bardzo prosty, taki jak lubię najbardziej, bez użycia wagi, czyli "na szklankę i na oko" :) 

Ciasto:
  • 1 szklanka maślanki (lub 1 mały jogurt naturalny i ok. 3-4 łyżki mleka)
  • 2 jajka
  • ¾ szklanki cukru
  • ½ szklanki oleju
  • 2 ½ szklanki mąki
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • ew. ekstrakt z wanilii 
  •  truskawki (po 1 większej lub 2 mniejsze na jedną babeczkę) lub inne owoce sezonowe
Przygotowanie:
  1. Mieszamy mąkę, cukier i proszek. 
  2. Osobno lekko ubijamy jajko, maślankę, olej i ekstrakt waniliowy. 
  3. Mokre składniki przelewamy do miski z suchymi składnikami i mieszamy energicznie drewnianą łyżką, tylko do połączenia składników.
  4.  Ciastem napełniamy papilotki umieszczone w formie na muffinki, do każdej wkładamy po jednej lub po dwie truskawki. 
  5. Posypujemy kruszonką i poeczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni z termoobiegiem, ok. 25 minut. 
Kruszonka:
  • ½ szklanki mąki
  • 3-4 łyżki cukru
  • ¼ kostki masła
Przygotowanie:
Miękkie masło w palcach rozcieramy z cukrem i mąką, do powstania kruszonki.

15 komentarzy:

  1. Bardzo mądry wpis!!! Nie prowadzę bloga, w sieci spierać się nie lubię... W życiu też. Może to jakiś rodzaj strachu przed konfrontacją? Nie wiem... Ale kilkoro znajomych, z którymi mam kontakt bardziej internetow-facebookowy (z powodu położenia geofraficznego:-) "się odsunęło", i ja też od niektórych z powodów polityczno-poglądowych... Nie mam ochoty Ich nawracać, i nie pozwalam, by Oni nawracali mnie... Inna rzecz, że zmniejsza się liczba osób, które muszę odwiedzić będąc w Polsce... Trudno:-)
    A tu masz przepis kataloński. Ciasto-wytrych:-) Podaję, bo podobny do Twojego. I bardzo smaczny:-)
    1 jogurt 125g. Tutaj wszystkie jogurty mają ten rozmiar. To ważne, bo opakowanie od jugurtu służy jako miarka:-)
    3 op. jogurtowe maki, 1 cukru, 1 oliwy, oleju, itp..., 3 jajka, 1 łyżeczka proszku do pieczenia.
    Jak dodaż kakao, to jest murzynek. Jak jogurt cytrynowy i skórkę - to cytrynowiec. Można owoce, można zrobić mufinki, dodać kawałki czekolady... proste, nie? Katalonczycy to bardzo praktyczny naród:-))) Pozdrowionka:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim - bardzo dziękuję Ci za przepis! Na pewno wypróbuję i na pewno się tutaj znajdzie ze zdjęciami!
      Z tym spieraniem mam podobnie :) Taką cechę, którą nazywam "brakiem umiejętności rywalizacji" wyniosłam z domu rodzinnego i czasami ją błogosławię, a czasami przeklinam. Ale częściej jednak to pierwsze :) Nigdy nie umiałam ani rywalizować o oceny, o miejsca w konkursach szkolnych, o ostatnie zdanie w jakiejś sprzeczce. Odpuszczam najczęściej :)

      Usuń
  2. Ja kilka razy spotkałam się z nieprzychylnym komentarzem. Dotyczyły one tego, że coś komuś nie wyszło, ale hejt to nie był.
    Poza tym raz jakiś facet zarzucił mi, że piszę jak nastolatka, że nie może już tego czytać,że przepisy owszem fajne ale ma dość, i kazał wydorośleć bo jak to tak przecież mam dzieci, uchodzę za matkę a tak piszę... zastanawiałam się po licho facet w ogóle napisał, przecież nikt nie każe mu do mnie zaglądać ani czytać tego co piszę... to nie był miły komentarz ale poza nim nic mnie przykrego nie spotkało :)
    Muffiny fantastyczne! uwielbiam takie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjmij to za komplement. Dzieci i matka-nastolatka :) I to jeszcze od faceta takie słowa! Z przepisami też mi się zdarzało, że coś nie wyszło, przyjmowane czasami za zrozumieniem, czasami ze złością. Ale tak jak piszesz. Takie komentarze to nie hejt :)Pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Jusiu czy ciasto ma być takie gęste nie płynne? Dodałam zamiast maślanki 1 mały jogurt naturalny. Zobaczymy czy wyjdą..... Pozdrawiam Ania Stefa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania, dodaj trochę mleka, tak 1/3 szklanki :)

      Usuń
    2. Poprawiłam w przepisie :)

      Usuń
    3. Dziękuję. Dziś Robię z maślanką :))))

      Usuń
  4. Jusiu czy ciasto ma być takie gęste nie płynne? Dodałam zamiast maślanki 1 mały jogurt naturalny. Zobaczymy czy wyjdą..... Pozdrawiam Ania Stefa.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z jako takim hejtem nie zetknęłam się. Nie rozumiem takich ludzi. Gdy mi coś nie pasuje to omijam to szerokim łukiem i tyle - szkoda nerwów;-)Tak jak mówisz, to są pewnie najczęściej osobiste wycieczki, żeby dołożyć komuś znajomemu, bo to w oczy kole, a nie obcy blog wśró tysięcy blogów...A muffiny fantastyczne, najlepsze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to :) tylko po co? nie wiem... ale może komuś po tym ulżyło ;) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Twój blog jest świetny :)
    Przepisy są super ale opowieści o dzieciach najlepsze ;)
    Pozdrowienia z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaaardzo Ci dziękuję!!! Pozdrawiam z Opola :)

      Usuń
  7. Twój blog jest świetny :)
    Przepisy są super ale opowieści o dzieciach najlepsze ;)
    Pozdrowienia z Krakowa

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja jestem typem rywalizacyjnym. Lubię rozmawiać, spierać się, bardzo w ogóle lubię rozmawiać z mądrymi ludźmi. Kiedyś zauważyłam, że z każdej rozmowy wynoszę coś czego nie wiedziałam. To jest cenne. Natomiast od kiedy zaczęła się era internetowej samowolki, to wcale nie uaktywniłam się w internecie. Kompletnie mnie to nie cieszy - anonimowe napisanie, że coś mi nie pasuje w tym co ktoś napisał/zrobił/opisał. Kurde, no za cholerę nie chcę mi się wywnętrzać. Nawet gdybym miała się podpisać imieniem, nazwiskiem i PESELEM. Wydaje mi się to potrzebą zwrócenia uwagi na siebie, a nie konkretną potrzebą wymienienia spostrzeżeń. No chyba, że stanie sie kiedyś tak w moim życiu, że nie będę miała blisko osób, z którymi mogę porozmawiać, no to mooooże wtedy.. Inna sprawa - hejterzy internetowi to zawód, oni na tym zarabiają. Niepochlebne komentarze (założę się o stówę, że od sąsiadki, siotry przyjaciółki, szwagierki przyjaciółki, 'koleżanki z pracy', a już najpewniej od mamy dziecka, którego chodzi do klasy/przedszkola z Twoimi dziećmi). Nie mając swoich dzieci nasłuchałam się w poprzedniej pracy takiego jadu w opiniach matek, że autentyczny szok. Stąd hejt na blogach parentingowych^^ Bo nawet jak napiszesz, że Twoje dzieci się kłócą tak jak każde inne, że Ci ciasto nie wyszło, tak jak każdej kobiecie przynajmniej raz w życiu, to i tak za mało, żeby inne kobiety zazdrosne nie były. W tych czasach bycie ogarniętą matką/panią domu, radzić sobie w kuchni, być przy tym kreatywnym! robić dobre zdjęcia - wcale nie jest mile widziane! Co innego C****a Pani Domu - ewidentnie Polki marzą o tym, żeby nią zostać ;-) Patrz - popularność bloga, fp ;-)

    OdpowiedzUsuń

www.VD.pl
Copyright © bistro mama , Blogger